Spacer po Kamionku

na weekend, Polska

Kamion.

Każdy szanujący się maturzysta słyszą tę nazwę przynajmniej raz, kiedy mowa była o elekcji pierwszego poza dynastią króla Korony – Henryka Walezego. Ale rzeczywiście, jak na pole elekcyjne przystało, Kamion był polem. Ruch w okolicy rozpoczął się w latach 80-tych XVIII wieku, kiedy Stanisław August Poniatowski wykupił ten teren i podarował go swojemu bratankowi, Stanisławowi Poniatowskiemu.  Ten zaś w 1781 roku przekształcił wieś w miasteczko Kamion.

Kamiona nie ominęła również krwawa historia prawego brzegu Wisły. Stał się polem bitewnym w czasie Potopu Szwedzkiego, zaś w czasie Rzezi Pragi został zniszczony doszczętnie, żeby w następnym roku, już pod pruskim zaborem stać się zmniejszoną wersją siebie – Kamionkiem.

Początek przemysłowego rozwoju, czyli de facto pierwszego prawdziwego rozwoju tej okolicy przypada na lata 20-te XIX wieku, kiedy to, jak podają niektórzy, z inspiracji Stanisława Staszica ułożono brukowaną Szosę Brzeską. Jak sama nazwa wskazuje prowadziła z Grochowa do Terespola. Na cześć tego wiekopomnego wydarzenia na obu końcach traktu postawiono obeliski, które stoją tam do dzisiaj. I to właśnie pod jednym z nich spotkamy się żeby Kamionek przemysłowy obejrzeć z bliższej perspektywy. I poza oglądaniem jeszcze spróbować o perspektywach tej części miasta porozmawiać. W końcu ruch jest ostatnio niewiarygodny!

Podsumowując, zapraszam wszystkich bardzo serdecznie na dalszą część kamionkowej opowieści w sobotę, 19 stycznia. Spotykamy się przy pomniku budowy Szosy Brzeskiej stojącym przy Grochowskiej (dokładnie w środku między Podskarbińską a Siennicką) w samo południe.

Spacer będzie z przewodnikiem, licencjonowanym i to nie książkowym!
Wjazd za free, chyba że ktoś będzie chciał się dorzucić na piwo dla przewodnika.
Przewidywany czas spaceru: 2 godziny.

Znajdź nas również na fejsbuku!

Czerwony Kapturek z Muranowa

Polska, Warszawa

Przeglądałam archiwum Stolicy. Dzięki temu, że prawie wszystko z lat 1946-89 jest w sieci przeglądanie jest bardzo… łatwe.

Kiedyś szukałam basenów i innych formach wodnej rekreacji. Teraz patrzę za Muranowem (main stream, wiem). No i w 1950 w numerze 7 wszem i wobec ogłoszono, że w przeszło 90% Muranów jest już zamieszkany. No i ostatnia strona przedstawia to, co pozwoliłam sobie wyciąć i wkleić poniżej:

czerwony kapturek 1953 nr 7

Noc żywych Żydów

Poboczne

Stoję w kanale oparty plecami o metalowe drzwi. Stoję i nie wiem co dalej. Staram się uporządkować myśli, wybrać strategię podejmowania decyzji. Próbuję sobie przypomnieć, czego uczyli mnie na kursach osobowości dla bezrobotnych. Może chociaż teraz mi się to przyda. Czyli najpierw, co wiem. Wiem, że nie wrócę za te metalowe drzwi, żeby nie wiem co, za Chiny Ludowe tam nie wrócę. Wiem też, że bardzo mi się nie podoba w tym kanale, i obawiam się, że mogę się w nim zgubić. Jaki jest cel? Myślę, że najwyższy czas porzucić wszelkie plany poza jednym, za to szczytnym, czyli ratowaniem własnego tyłka. Wnioski? W swojej trudnej drodze budowania przyczółków moralności i bohaterstwa zatoczyłem bezsensowne koło, najadłszy się na darmo strachu i ziemi. Plan krótkookresowy? Znaleźć wyjście z kanału, najlepiej na ulicę. Plan długookresowy? O ile wychodząc z kanału, nie trafię w sam środek drugiej wojny światowej, udam się do hotelu, ściągnę tam Chudą, następnie dam ogłoszenie do prasy, opylę mieszkanie i wypierdalam na dalekie przedmieścia, których historia od wieków sprowadza się do cyklicznych zbiorów cebuli i ziemniaka.

Pozostaje zdecydować, czy w prawo, czy w lewo. Żadne kursy ani wrodzona inteligencja nie są tu pomocne. Czysta intuicja.

Po wsłuchaniu się w głos instynktu pomyślałem – w lewo. Już się miałem zastanawiać czy to aby faktycznie instynkt i czy to jego głos, i skąd niby mam to wiedzieć, gdy kanał wypełnił ryk torturowanego człowieka.

Igor Ostachowicz, Noc żywych Żydów,  Warszaw 2012, s. 75

Czyli inwazja zombie na Muranowie.

Czyli przy za dużej ilości obowiązków, czas porobić coś sensownego: czytać! Działa. Od razu się człowiek lepiej czuje. Szczególnie jak czyta o żywych martwych żydach i historyczkach przebłyskach (kiedy wychodząc w 2009 roku z bloku na Muranowie trafia się w środek powstania warszawskiego).

Wszystkim polecam.

Plaza

na weekend, Polska

Kiedy pisałam o tym jak było w Lublinie, pisałam też o takim miejscu co to zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Tym miejscem było centrum handlowe, okropne w swojej fasadzie, które stanęło na miejscu dawnego obozu pracy, filii obozu w Majdanku.

Chcieliśmy dzisiaj z Markiem, kolegą z Lublina, moim ówczesnym przewodnikiem, pokazać tę szkaradę innemu znajomemu, który zanim zdążyliśmy rozwinąć temat zdążył skorzystać z dobrodziejstwa Internetu i odnalazł informację o dewastacji:

zblizenie

Marek był bardzo dumny z akcji małego lubelskiego sabotażu. Jestem w stanie zrozumieć jego dumę.

A, jestem jeszcze dumna, że jestem już umówiona na Majdanek. Znaczy, na zwiedzanie. Pewnie jak skonfrontuję wyobrażenie z rzeczywistością to nie będę rozumiała co mnie przed tym miejscem tak wzbraniało.

Źródło: http://lublin.com.pl/artykuly/pokaz/15441/lublin,tablica,pamiatkowa,przy,centrum,plaza,zniszczona,(foto)/

Misz masz pamięci

Polska, Warszawa

przy Zamenhofa, zaraz przy Muzeum Historii Żydów Polskich.

Miejsce to naznaczone jest niewiarygodnie. Dzisiaj wreszcie płoty się tak dobrze ustawiły, że widać było co nie co z jednej perspektywy.

muranówFotka oczywiście nie jest idealna. Daleko jej też do czytelności. Ale strzałki są chyba czytelne. Zaznaczyłam nimi, fakt, nieco łopatologicznie mniej więcej miejsca w których znajdują się upamiętnienia/pomniki na tym skrawku przestrzeni, niemal zupełnie otwartej.

Od lewej idąc:

– pierwszy Pomnik Bohaterów Getta, z 1946 roku,
– tablica-pomnik Żegoty (1995),
– jeden z kamieni Traktu Pamięci i Męczeństwa (1988),
– drugi Pomnik Bohaterów Getta, z 1948 roku, według projektu Natana Rappaporta.

Czają się przy drzewach. Wyrastają nie wiadomo skąd. A w sumie jedynym wyeksponowanym, w zasadzie też jedynym, który wygląda na zaprojektowany razem z przestrzenią jest ten największy, ostatni, Rappaporta.

W ogóle to jest chyba przestrzeń, z którą nie do końca sobie radzimy. Może to muzeum jednak coś zmieni? A może powinnam dołożyć jeszcze jedną strzałkę, skierowaną właśnie na tę instytucję, będącą również pomnikiem w pewnym sensie?

 

„Stacja Muranów” cytat #1

Polska, Warszawa

Ten, kto pewnego jesiennego dnia pięćdziesiątego drugiego roku zabłąkał się na puste gruzowisko wzdłuż alei Nowotki, musiał wytrzeszczać ze zdumienia oczy: między stertami pogruchotanych cegieł i resztkami zniszczonej zabudowy getta sterczały wysokie, trzydziestometrowe drabiny strażackie, a na ich szczycie płonęły lampy. W biały dzień.

Z drugiego brzegu Wisły przez lornetki drabinom przyglądali się architekci: Stanisław Brukalski, Stanisław Szurmak i jego żona Anna. Oględziny wypadły pomyślnie. Planowana wysokość przyszłych gmachów, równa światłom na drabinach, nie zakłóciła zabytkowej panoramy Starówki.

– Budujemy! – zdecydowano.

B. Chomątowska,  Stacja Muranów, Wołowiec 2012, s. 247

W kontekście nagonki na pl. Uni Lubelskiej i Kuryłowicza i to jak tragicznie niszczy widok na Belweder z dołu, państwo Architekci byli bardzo przemyślni.

Akcja LXII – „Bajki, legendy i inne opowieści warszawskie”

GTWB, Polska, Warszawa

Akurat jak z nieba, akurat w dzień akcji, spadła mi wizyta w Pałacu Belwederskim.

Co za legenda tutaj, to chyba nie będzie trzeba wielu przedstawiać. Marszałka Piłsudskiego znają wszyscy.

Oprowadzanie mieliśmy z przewodnikiem. Pani w jednym z pierwszych zdań przyznała, że jej oglądanie ekspozycji nie jest potrzebne, ponieważ oprowadza po niej od samego jej początku. Praktykę miała niezłą, wiedzę w sumie również, a jej narracja! Mmm. Piękno. Poprawna i odpowiednia z każdego możliwego kąta patrzenia i opowiadania. Przed nazwiskiem Lecha Kaczyńskiego padła cała tyrada godności, że prezydent, że profesor, że tragicznie i że w Smoleńsku. Ale byłoby zupełnie proste, gdyby o wszystkim mówiła właśnie na tę nutę. Nie było różnicy w głosie zarówno kiedy mówiła o Piłsudskim, Kaczyńskim, Komorowskim, Wałęsie, Janie Pawle a nawet Konstantym!

Jedynym uszczerbkiem na wizerunku Marszałka jaki został nam przedstawiony był niewątpliwy brak przednich zębów, przyczyna krzaczastego wąsa.

Lekka chryja się pojawiła kiedy nieświadomi świętości weszliśmy do sali Lustrzanej. Weszliśmy-nie-weszliśmy. Interwencja przyszła nagle i przyszła z hukiem. Nie wolno. W tym pomieszczeniu umarł Marszałek. Nie było tam zbyt wiele do zniszczenia, a łóżko na którym umarł stoi w gabinecie (ciekawy sposób ekspozycji gabinetu! z Łożem Śmiertnym). Mogliśmy zatem złożyć z progu pokłon miejscu śmierci człowieka i narodzin legendy. Co też uczyniliśmy. W końcu to legenda.

Takie to oto moje spotkanie z legendą, nie tylko Warszawską, a jednocześnie wyraźnie w Warszawie osadzoną.

PS Gdyby Piłsudski żył dzisiaj, porozstawiał by po kątach tę naszą tragiczną służbę zdrowia, do ładu by doprowadził. Taki to był Wielki Człowiek.

PS2 Pałac sam w sobie nieco nudny. Ale może się podobać. No i na choince, bardzo duże, bardzo ładnej, nie było ani jednej bombki. Same lampki.

Ruiny

Polska, Warszawa

„Ruiny powstałe dzięki technice wojennej XX wieku nie mają w sobie nic romantycznego. Wysadzanie dynamitem składa budynek jak domek z kart, pejzażowych wartości taka ruina nie ma. Sterczące elementy konstrukcji są rzeczą szpetną”

Przeczytałam i obiecałam sobie przynajmniej podjąć próbę zbliżenia się do pism Józefa Sigalina, bo mogą być naprawdę ciekawe.

A to wszystko wpisuje się w tuż powojenną debatę a propos tego co należy zrobić z dzielnicą północną. Lub jak chce autorka „Stacji Muranów”, wcale nie aż tak powojenną tę debatę. Uważano, że z tą częścią miasta należy coś zrobić długo zanim pojawiła się sprawa zamknięcia getta. Po pierwsze, nikt tam nie chciał wchodzić jeśli żył w innej części miasta, a po drugie, już w pierwszych latach wojny pojawiły się konkretne plany, rozrysowane przepięknie, zagospodarowania tego przeludnionego obszaru. Nie dlatego, że Żydzi. Raczej dlatego, że nawet największym wrogom nie życzono mieszkania w takich warunkach. Nasuwa się analogia do tego, co Haussman zrobił w Paryżu w drugiej połowie XIX wieku. Miasto miało zmienić oblicze. No i koniec końców zmieniło, w tragiczny sposób.

Romantyczność ruin zaś przypomina mi, jak lat temu kilka byliśmy w Lizbonie. Tam właśnie stoją takie świetnie zachowane ruiny. A to dlatego, że po trzęsieniu ziemi, lokalni romantycy zrobili wszystko, aby katedry, z której w tym momencie zostało trochę elementów szkieletu, nie odbudować, z racji atrakcyjności wizualnej i sentymentalnej dla rzeczonych romantyków. Nie da się ukryć, robiły na mnie wtedy wrażenie.

Dzisiaj pewnie robią zupełnie inne, ale równie mocne wrażenie. Jako miejsce… aż tak wieloznaczne.

Jeśli plotę banialuki, proszę o zwrócenie uwagi. Przytaczam tylko to co zrozumiałam z danego tekstu, nawet jeśli dopiero niedawno go zaczęło czytać.